Odwiedzając moją stronę, wyrażasz zgodę na używanie plików cookies zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Aby pliki cookies nie były zapisywane w pamięci Twojego komputera, powinieneś zmienić ustawienia przeglądarki. ZAMKNIJ

Znajdź osobę

Marek Kornas

Wróć
Marek Kornas
Imię: Marek
Nazwisko: Kornas
Jednostka (JST): Czerwionka-Leszczyny
Funkcja: Burmistrz
Kadencja: 1994 - 1998, 1998 - 2002, 2002 - 2006

Ur. 24 sierpnia 1946 r. w Rybniku.

Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w latach 1990 - 1994.

Burmistrz Gminy i Miasta Czerwionka-Leszczyny w latach 1994 - 2006.

Komitety wyborcze:

- Ruch Autonomii Śląska;

- KWW Ruch Rozwoju Gmin Regionu Rybnickiego.

Zmarł 22 czerwca 2015 r.


Dziennik Zachodni (czerwiec 2015):

O Marku Kornasie głośno zrobiło się w całej Polsce w 2006 roku. Zatrzymany został przez policję w chwili, gdy wychodził z kościoła po jednej z gminnych uroczystości. Kilka dni później do aresztu trafił także jego zastępca (Piotr Ignacy, którego pogrzeb odbył się kilkanaście dni temu).

Marek Kornas był podejrzany o przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz narażenie gminy na straty w wysokości 2 mln zł. Prokuratorzy postawili mu aż 27 zarzutów.
W 2013 roku został uniewinniony od 26 zarzutów. Na podstawie ostatniego - 27. zarzutu, sąd uznał go za winnego i stwierdził, iż ten działał na szkodę gminy. Były burmistrz został wówczas skazany na 2,5 roku więzienia. Ma także 10-letni zakaz zajmowania jakichkolwiek stanowisk związanych z zarządzaniem publicznymi finansami. Na całym etapie procesu sądowego Marek Kornas domagał się całkowitego uniewinnienia.

Choć były burmistrz w ostatnich latach rzadko pojawiał się publicznie, wielu mieszkańców wciąż pamiętam mu wielkie inwestycje, które zapoczątkował w gminie. To między innymi gigantyczna inwestycja termomodernizacji i budowy centralnego ogrzewania w kilkudziesięciu budynkach w dzielnicy Leszczyny.

Zasłynął m.in. z gorącej walki o przetrwanie tutejszej kopalni Dębieńsko. - Postąpiliście z kopalnią Dębieńsko jak z ranną zwierzyną, którą się dobija - oskarżał szefów Gliwickiej Spółki Węglowej w 2000 roku Marek Kornas. I wypominał, że likwidacja jednego miejsca pracy w górnictwie spowoduje likwidację czterech innych miejsc pracy w gminie.

Portal enaszemiasto.pl:

Marek Kornas uniewinniony z 26 zarzutów!!!
12 sierpnia 2013

5 lipca w rybnickim wydziale Sądu Okręgowego w Gliwicach zapadł wyrok w sprawie wydarzenia, które miało miejsce w 2006 roku.  Sąd uniewinnił byłego Burmistrza Czerwionki-Leszczyn Marka Kornasa z 26  postawionych mu zarzutów, w tym zarzutu o korupcję. Uznał jednak winnego jednego z zarzuconych mu czynów, a mianowicie nadużycia uprawnień i wyrządzenia gminie szkody majątkowej. Część z 27 zarzutów dotyczyła placu zwałowego węgla. Firma, prowadząca na nim działalność dzierżawiła go nie płacąc czerwieńskiemu magistratowi. Jak mówił Marek Kornas, nie jest do końca usatysfakcjonowany wyrokiem sądu i będzie dążył do całkowitego uniewinnienia. - Zamierzam odwołać się od wyroku sądu – mówi Marek Kornas – Chcę dowieść swojej niewinności.

[Marek Kornas nie doczekał rozpatrzenia złożonego przez jego adwokata wniosku do SN o kasację wyroku - przyp. KK]

Ze nadesłanych wspomnień jednego z jego współpracowników:

Ziobryzm zniszczył dobrego człowieka. Współpracowaliśmy chyba 20 lat a przez 12 byłem Jego podwładnym, m.in. jako członek Zarządu Gminy. Mnie chyba jedynemu nie postawiono żadnego z tych absurdalnych zarzutów. Przysłużyły Mu się na pewno donosy konkurencji. Szkoda chłopa - po wyjściu z "pierdla" (tam nie mógł w pełni leczyć przewlekłych schorzeń, m.in. zaawansowanej cukrzycy) zaczął "gasnąć w oczach! R.I.P.!
Krzysztof Kluczniok


wspomnienia Marka Kornasa (opublikowane na portalu - enaszemiasto.pl):

Dodano: 14 stycznia 2014

Pod koniec września 2007 roku otrzymałem akt oskarżenia, akt dotyczył także pozostałych osób, czyli pracowników gminy. W sumie 14 osób. Każdy z nas miał swoje zarzuty, razem  to 135 zarzutów, każdy zarzut był opatrzony w taką formę „działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”. Trzeba przyznać, że to robi wrażenie, no i opinię: ten Urząd to jedna wielka szajka.  Znałem dobrze swoich współpracowników i ani przez chwilę nie wątpiłem w ich uczciwość. Pozostaje pytanie: po co te armaty?

Późnym wieczorem jestem w Raciborzu. Jest już po apelu, ale cele pozamykane, panowie oficerowie służby więziennej decydują, idzie paru do „stodoły”, albo jak tez inni mówili do świetlicy.
Miałem niezbyt dobry obraz takiej „stodoły” z Bytomia, więc proszę o jakąś cele 4-osobową, jutro pana przeniesiemy do normalnej celi. Trzeba się z tym pogodzić, ale z dusza na ramieniu wchodzę do celi, 16 łóżek nie wszystkie zajęte.  Dziewięć głów lustrzejące od stóp do głów moją osobę. Melduję się starszemu celi okazując tzw. „białko”. Białko to dokument, którym są podane powody aresztowania (paragrafy).  Starszy celi mówi: schowaj to białko, ja ciebie znam, jestem z Rybnika. Jacek wydaje polecenia: miejsce przy stole dla pana Marka; Damian, przygotować prycze i przeniesienie się na górne łóżko. Tłumaczę Jackowi, że ja tu mam być tylko na tę noc, bo nie chciałem być na stodole. Jutro to odwoła się, nie ma lepszego miejsca niż tu. Istotnie cela bardzo duża, można grac w piłkę, ale najważniejsze to osobna łazienka i sanitariaty. Wszystko to oddzielone od celi murem i drzwiami, toż to luksus niebywały korzystać z tych dobroci bez skrępowania, bez meldowania pozostałym, że muszę skorzystać, a tak było w Bytomiu. Choć woda tylko zimna, ale są sposoby, żeby dobrze się umyć w ciepłej. Nie mam już wątpliwości i wcześnie rano informuję oddziałowego i wychowawcę, że zmieniłem zdanie i chce być na stodole. Lepsze warunki i przyjazne dusze to pełnia szczęścia. Powoli poznaję pozostałych, to tzw. rzezimieszki. Kupowanie sprzętu AGD i RTV na raty, ale na fałszywe papiery, kradzieże samochodów, pobicia i jeden z Rybnika za przemoc w rodzinie, a tacy sa najgorzej traktowani. To ten, który odstąpił mi łóżko. Powoli zżyłem się ze wszystkimi, razem z Jackiem stworzyliśmy spokojną celę,  funkcjonariusze starali się przydzielać do niej ludzi nieagresywnych, spokojnych. Wkrótce też zrozumiałem, dlaczego jestem w Raciborzu, to było logiczne, skoro sąd miał już akt oskarżenia, to znacznie bliżej do sądu w Wodzisławiu jest z Raciborza, a nie z Bytomia. Zaczęły się podróże do sądu w Wodzisławiu, często 2 razy w tygodniu. W tym samym areszcie przebywał mój zastępca – Piotr, byliśmy w różnych grupach izolacyjnych. Nie wolno nam było się kontaktować. Jeśli jego grupa była na spacerze, to moja musiała być w celach. Kiedyś mijaliśmy się na schodach, przywitałem go słowami „cześć, Piotr”, on „cześć, Marek”, oddziałowy natychmiast zagroził nam, że zapisze w raporcie, że próbowaliśmy się kontaktować.

Jak wygladał transport do sądu? Przychodził do celi mundurowy i prowadził mnie do poczekalni przy bramie wyjazdowej, potem powtarzał tę samą drogę i zaprowadzał Piotra do innej poczekalni. Służba więzienna przekazywała nas do samochodu policyjnego, a tam panowie policjanci zakuwali nas w jedną „biżuterię” i transportowali do sądu. I mogliśmy do woli sobie porozmawiać, bo policje nie interesowały żadne grupy izolacyjne. Powrót po rozprawie – taka sama procedura i tak wielokrotnie przy każdej wyprawie do sądu.

Z chwilą, kiedy prokurator przekazał nas do dyspozycji sądu, mieliśmy okazję widzieć się bardzo często z rodziną. Sąd nie stawiał żadnych sztucznych barier i mogłem się co tydzień widzieć z rodziną. Tu też obowiązywał ten sam absurd – jeśli Piotr szedł na widzenie, to moja rodzina musiała czekać ponad godzinę, aby Piotr wrócił do celi, a mnie doprowadzić na widzenie. To kolejna kosztowna, niezrozumiała sytuacja zwana absurdem, bo za kilka dni znowu jechaliśmy razem do sądu.

Kolejna zima, święta Bożego Narodzenia, ale już łatwiejsze do przeżycia, msze święte częściej niż w Bytomiu, niektórzy zaczęli chodzić na mszę, bo chcieli zrozumieć, po co ja tam chodzę. Sylwester, przez fragment okna widać trochę sztucznych ogni, ale w celi zimno, śpię w zimowej czapce, a na dłonie zakładałem skarpety. Chłopcy na noc szukają butelki z gorąca woda do mojego łóżka, a rano karton mleka grzeje się w wiadrze z wrzątkiem.  Do celi przydzielono nam młodego chłopca- zabił swoją żonę, bo nie chciała wyjść z nim na miasto na zabawę sylwestrową. Naprawiał rower, pod ręka miał klucz francuski, uderzył w głowę kilka razy, potem się z nią przespał, jak wrócił, to na podłodze była rzeka krwi. Chwalił się tym, jakby opowiadał film, bez odrobiny skruchy, beznamiętnie z uśmiechem na ustach. Nie mogliśmy tego wytrzymać. Ja i Janek mamy dzieci w tym wieku. Rano idziemy na rozmowę z wychowawcą. Obiecuje, że za kilka dni znajdzie dla niego celę, zniknął nam z oczu, co się z nim stało? Nie wiem, ale to nie był człowiek, nawet nie umiem mu współczuć. W celi pojawiali się ciągle nowi ludzie, ale dostosowywali się do naszych warunków. Pewnego dnia znowu podejrzany o zabójstwo z Leszczyn, zabrali go z pracy w ubraniu roboczym. Pomogłem mu, bo czułem, że tego nie zrobił, załatwiłem mu ubranie i pracę przy rozwożeniu posiłków. Po około dwóch miesiącach został zwolniony z aresztu, sprawcą okazał się ktoś inny. Bogdan, bo tak miał na imię, jest mi wdzięczny do dzisiaj. Takich sytuacji, wydarzeń było mnóstwo i tak dzień po dniu. W końcu wiosna, trochę lżej i radośniej w sercu, ale my nadal podróżujemy do sądu i przyszedł ten dzień, kiedy sąd ogłosił niespodziewanie swoją decyzję. To było 14 maja 2008 roku – jesteśmy wolni, oczywiście po zapłaceniu niemałej kaucji. Jak opisać radość, wzruszenie?

Nasze rodziny, znajomi zrobili wszystko, by nie trwało to długo. Po raz pierwszy z Piotrem poruszamy się po terenie aresztu razem, bez potrzeby izolacji. Od 19 miesięcy nareszcie poruszam się bez „biżuterii” i nie mam krat, za to mam dużo przemyśleń.

„Trzeba umieć przyjmować zwycięstwa, sukcesy, pochwały, wyróżnienia, zaszczyty. Bo może nam się przewrócić w głowie. Trzeba umieć przyjmować klęski, upokorzenia, pogardę, lekceważenia, oszczerstwa czy obmowy. Bo łatwo nas zepchnąć w przepaść rozpaczy, w przeświadczenie, że jesteśmy śmieciem, błotem, nic nie warci, podli, do niczego się nie nadajemy. A tymczasem żaden z tych przypadków nie może być dla nas trzęsieniem ziemi. Musimy pozostać sobą i nauczyć się dziękować Bogu nie tylko za zwycięstwa, ale i za klęski, bo tak jedne, jak drugie są nam potrzebne dla zachowania równowagi. Trudne życie to nie kara, tylko zadanie postawione przez Boga” – to słowa ks. Mieczysława Malińskiego.

Wróć

Śląski Związek Gmin i Powiatów
ul. Kościuszki 43/5
40-048 Katowice
e-mail: zwiazek@silesia.org.pl
tel.: +4832/ 251 10 21, 609 03 50, 609 03 51
fax.: +4832/ 251 09 85, 609 03 61


Śląski Związek
Gmin i Powiatów